Dziś już samotnie postanowiłem zobaczyć co da się wydusić ze szlaków lasów młochowskich. Wyjazd, na rondo do Nadarzyna, koło urzędu gminy i... okazuje się że droga się nie kończy a nawet jest to piękny asfalt a nie bezdroże tak jak było na mapie... Cóż, jadę przed siebie, fajnie jest. Dojeżdżam do miejsca z którego wjeżdżałem do lasu jadąc od zupełnie innej strony. Trochę terenu poszukiwanie niebieskiego szlaku (zgubienie go, odnalezienie itd. itd. bo znaków nie było na skrzyżowaniach natomiast, jeżeli miało się szczęście, były 500m od rozjazdu... Ogólnie nie szalałem zbytnio... Ciągłe robienie kółeczek w poszukiwaniu "tego" szlaku, rozmyślania pt. "A może trzeba było pojechać tam???" itd. Dużo wolnego jeżdżenia i rozglądania się za znakiem... Później jadę, jadę, jadę i leże... Co się stało? Ano pedałowałem na stojąco na odcinku meandrującym między drzewami, wchodziłem zakręt i jeb... Przednia łańcuch postanowił spaść z największego na najmniejszy blat, punkt podporu całego ciężaru poleciał w dół, ja leżę na kierownicy, tracę równowagę, pokładam się z rowerem na matce ziemi i automatycznie odpycham się od drzewa które wyrosło sobie na zewnętrznej zakrętu na torze lotu mojego łba... Jakoś łeb uratowałem ale moja ręka solidnie klepnęła drzewo i całe szczęście że nic się nie złamało bo musiałbym wracać przez teren kierując tylko jedną ręką:/ Tak czy siak minuta wyzywania Shimano i jedziemy dalej. Później jazda na orientację z solidnie przestarzałą mapą, lądowanie na jakimś odludziu i przez Nadarzyn do domu... Moje ogólne wrażenia po przejeździe wyglądają następująco; znakowanie szlaków jest do niczego, shimano XT jest do dupy a trasy na których nie byłem nie imają się do tych ze świętokrzyskiego... Zupełnie inna atmosfera (w jednym i drugim znaczeniu), i jeszcze gorsze znakowanie tras... Rozczarowanie. Aj, nadgarstek mknie boli, kończę.
Miało być jeżdżenie szlakami Lasów Młochowskich ale niestety zgubiliśmy się i wylądowaliśmy pod Nadarzynem a że tata nie bardzo lubi teren to po krótkiej wymianie zdań pojechaliśmy do Nadarzyna i domu...
Zmotywowany 500 złotową karą za brak biletu w autobusie, jako konsekwentny zwolennik teorii chaosu który raz na kilka lat widział na swojej linii kanara:P, zrobiłem krótkie TourTheWieś po bilety. Oczywiście nic się nie udało kupić ale... (Juhuuuuu, nareszcie przestało wiać:D)
Najpierw 7km tempem emeryckim następnie "lekki" wyjazd na pola. Jak zwykle miałem nie brudzić roweru i jak zwykle ubrudziłem go od kiery do opon:/... Dużo trzęsienia (a było kupować full'a:p), zając, balansowanie na środku rzeczki i jazda drogą. Po drodze nawet udało mi się wyprzedzić Passata (VW a nie rometa), w prawdzie jechał tylko 35km/h ale cicho;) W drodze powrotniej wiatr w plecy i 40km/h samo się wypedałowało. WIETRZE PRZEMIŃ!!!
W związku z poszukiwaniem nowych szlaków wybrałem się (z tatą) w stronę parku młochowskiego. Po dojechaniu jakoś znaleźliśmy wjazd na szlak ale jazda z tatą w terenie nie jest tak fajna jak jazda samemu:P Tempo było spokojne... irytująco spokojne. Trza bedzie samemu depnąć i w pełni wykorzystać potencjał szlaku, roweru i mój... Tępo: emeryckie Max. szybkość: 32.30 :P Podziękowania dla pana na Konie Blast z mapą. Na prawdę dobrze by było gdyby wreszcie ustał ten WIATR!!!
Miało być 10km'ów dla odpoczynku i treningu. Najpierw przez wieś, później przez pola, lasek, uciecka przed nawiedzonym terierem (takie małe a zasuwało za mną 40km/h:P To był niezły zastrzyk adrenaliny:D Przyspieszyłem prawie tak szybko jak Kubica;)), kółko, zmiana trasy ze względu na tego małego diabła, powrót przez pole i tyle... Dobrze by było gdyby się wreszie ociepliło.